Zwycięstwo tyszan w 4 lidze.

 


Statystyki nie grają, ale czasem bywają prorocze. Przed tym meczem średnio padały trzy bramki i tyszanie zawsze schodzili z murawy niepokonani. Dzisiaj po walce do samego końca „Trójkolorowi” wyszarpali zwycięstwo w ostatniej minucie doliczonego czasu gry pokonując LKS Czaniec 2:1.

Na pierwszą okazję do otwarcia wyniku przyszło nam poczekać do 12. minuty, kiedy to Rabiej dograł w pole karne do nadbiegającego Plocha. Ten drugi nie był w stanie pokonać Szkucika. Podobnie jak Orliński kilka minut później.

W 22. minucie do głosu doszli goście, jednak uderzenie Świniańskiego w żaden sposób nie mogło zaskoczyć Odyjewskiego.

Niemal kwadrans później tyszanie otrzymali sygnał ostrzegawczy. Pozostawiony bez opieki w naszym polu karnym A. Apanchuk huknął z pierwszej piłki, ale refleksem popisał się Odyjewski instynktownie broniąc uderzenie rywala. W 41. minucie nie mieliśmy już tyle szczęścia. Piłkarze z Czańca wyszli z kontrą z własnej połowy i w ekspresowym tempie przedostali się pod naszą bramkę, gdzie widowiskowym i precyzyjnym strzałem w samo okienko z narożnika pola karnego popisał się Andrii Apanchuk.

Graliśmy z trudnym i wymagającym przeciwnikiem, który nastawiony był na grę w defensywie. Mieliśmy swoje sytuacje w pierwszej połowie, ale zabrakło skutecznej finalizacji. Wiedzieliśmy, że Czaniec potrafi skontrować i ma kim to robić. Niestety po naszym błędzie w strefie wysokiej rywale to wykorzystali i po ładnym strzale wyszli na prowadzenie – tłumaczył trener Jarosław Zadylak.

Jeszcze przed przerwą tyszanie mogli wyrównać, ale Żelazowski przegrał pojedynek z Szkucikiem i do szatni schodziliśmy z bagażem jednego gola.

Po zmianie stron tyszanie zepchnęli rywali do głębszej defensywy, raz za razem nękając Czaniec groźnymi atakami.

W 49. minucie Biegański spróbował swojego szczęścia z okolicy 16. metra, ale minimalnie przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 56. minucie zza „szesnastki” przymierzył Orliński, ale tym razem na drodze futbolówki stanął golkiper gości.

„Trójkolorowi” dopięli swego po godzinie gry. W zamieszaniu po bramką LKSu najtrzeźwiej zachował się Żelazowski dobijając strzał Plocha i było 1:1.

Goście w tej połowie zdołali odpowiedzieć tylko raz w 68. minucie. Na strzał bezpośrednio z rzutu wolnego zdecydował się Andrii Apanchuk. Odyjewski jednak wyczuł intencje przeciwnika i wyjął piłkę z krótszego słupka.

Na nieco ponad kwadrans przed upływem regulaminowego czasu gry swoją okazję miał Żelazowski, ale wolej zza pola karnego, mimo sporych trudności, wylądował w rękawicach bramkarza gości.

Nie był to nasz najlepszy mecz. W moim odczucie zagraliśmy najsłabiej w tej rundzie. Daliśmy rywalom wiele swobody, a wiadomo, że tyszanie potrafią to wykorzystywać, grają szybką piłkę i na jeden kontakt. Remis w tym meczu byłby naszym sukcesem – podsumował trener gości Szymon Waligóra.

Gdy wydawało się, że spotkanie zakończy się podziałem punktów na niesygnalizowany strzał z okolicy 25. metra zdecydował się Oleksy i ku uciesze kolegów zmieścił piłkę tuż przy słupku, dając swojej drużynie cenne zwycięstwo.

W szatni podkreślaliśmy, żeby grać konsekwentnie swoją piłkę, a bramki będą kwestią czasu. Tak też się stało, zagraliśmy do końca i po golu w doliczonym czasie gry odnieśliśmy zwycięstwo – zakończył trener GKS II Tychy.

GKS II Tychy – LKS Czaniec 2:1 (0:1)
0:1
 A. Apanchuk (41.)
1:1 Żelazowski (60.)
2:1 Oleksy (90.)

Sędziował: Marcin Bielawski (Mysłowice)

GKS II Tychy: 1. Odyjewski – 3. Słanek, 4. Zarębski, 7. Żelazowski, 8. Orliński, 9. Ploch Ż (89, 30. Wilk), 10. Biegański, 11. Parkitny (46, 6. Oleksy), 17. Pipia Ż, 23. Rabiej, 34. Kacprowski. Trener Jarosław Zadylak.


Źródło : https://gkstychy.info/pilka-nozna/