Bunt w policji.
Policja swój protest prowadzi od 9 lipca, jednak jak dotąd wszelkie próby wywarcia wpływu na Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji spełzły na niczym. Zarządzany przez Joachima Brudzińskiego resort jak dotąd nie zdołał wypracować żadnego porozumienia ze związkiem zawodowym policjantów. Protest mundurowych przybiera więc na sile, co może mieć opłakane konsekwencje.
Niepokojące informacje napływają z poszczególnych jednostek policji w województwie śląskim. Z każdą godziną jest coraz gorzej. W Mikołowie 100 proc. policjantów z patrolówki i ruchu drogowego jest na chorobowym. Na L4 jest już ponad 100 funkcjonariuszy Oddziału Prewencji Policji w Katowicach, a ta liczba może jeszcze wzrosnąć. Rozchorowali się również policjanci z jednostek w Tychach, Wodzisławiu Śląskim czy Zawierciu.
Jak podają media ze Śląska, policjanci przestali po prostu przychodzić do pracy. Co ciekawe, mowa jednak o funkcjonariuszach, którzy należą do policyjnej prewencji, czyli służby, która w zwarty sposób zapewniać ma bezpieczeństwo podczas imprez masowych. Bez ich udziału nie może odbyć się bezpiecznie żadne większe wydarzenie.