Tarasiewicz nie dogadywał się z Komornickim.
Ponad dwa tygodnie temu GKS Tychy rozstał się z trenerem Ryszardem Tarasiewiczem. Doświadczony szkoleniowiec pracował tam dwa i pół roku. Wcześniej w lipcu 2019 roku tyski klub zatrudnił na stanowisku dyrektora sportowego Ryszarda Komornickiego. – Kiedy ktoś nowy przychodzi do klubu, zostaje dyrektorem, powinien spotkać się z trenerem i przedstawić swoją wizję funkcjonowania, a tego nie było – twierdzi Tarasiewicz.
W zimowym oknie transferowym klub sprowadził doświadczonego obrońcę Wilsona Kamavuakę, który ma za sobą grę w Bundeslidze, oraz ofensywnego gracza Omara Monterde z Olimpii Grudziądz. Latem do drużyny trafili między innymi Łukasz Moneta i Bartosz Szeliga.
– Wszyscy w GKS wiedzieli, jakich potrzebujemy zawodników, na jakie pozycje. Od dyrektora sportowego nie otrzymałem ofert na nowych piłkarzy. Zresztą bardzo rzadko rozmawialiśmy, praktycznie jedynie wtedy, kiedy spotkaliśmy się przypadkowo w korytarzu – mówi o zaskakujących relacjach Tarasiewicz. Kto zajmował się w klubie sprowadzaniem zawodników?
– Propozycje nowych graczy menedżerowie przysyłali mnie oraz Krzysztofowi Bizackiemu. Później sondowałem, oglądałem. Kiedy byliśmy już zdecydowani, rozmawialiśmy z piłkarzami, a potem niektórzy z nich przyjeżdżali na testy. Nie wiem, jakie obowiązki miał nasz dyrektor sportowy. Kiedy pracowałem w Śląsku Wrocław, taką funkcję pełnił przez krótki czas Krzysztof Paluszek i wyglądało to zupełnie inaczej, często ze sobą rozmawialiśmy – odpowiada były szkoleniowiec.
Jak na zarzuty reaguje Komornicki, który od odejścia Tarasiewicza pełni w GKS funkcję tymczasowego trenera? – Nie chcę za bardzo komentować tych wywodów. Osoby pracujące w klubie wiedzą, jaka była sytuacja. Dodam jedynie, że nie miałem żadnego wpływu na transfery – przyznaje Komornicki.
Obaj znają się od lat 80. Wtedy między innymi rywalizowali w lidze. „Taraś” był gwiazdą Śląska Wrocław, a Komornicki jednym z kluczowych graczy Górnika Zabrze. Razem występowali w reprezentacji Polski i grali w mistrzostwach świata w Meksyku w 1986 roku.
– Spotykaliśmy się na zgrupowaniach kadry narodowej, ale nie spędzaliśmy razem czasu. Z niektórymi ma się lepszy kontakt i odbiera się na tych samych falach, a z innymi nie. Ja przesiadywałem wtedy z Iwanem, Młynarczykiem i Buncolem, a on lubił rozmawiać z Matysikiem i innymi. Jak w każdym klubie sportowym czy drużynie narodowej, z jednymi rozmawia się więcej, a z innymi mniej. Normalna sprawa – zaznacza Tarasiewicz.
Doświadczony szkoleniowiec ma także duży żal do władz tyskiego klubu o to, że został zwolniony po zaledwie dwóch wiosennych kolejkach.
– W rundzie jesiennej siłą GKS była ofensywa, drużyna strzeliła najwięcej goli w lidze, ale miała duże problemy z utrzymywaniem przewagi, zespół tracił zbyt wiele bramek. Organizacja gry w defensywie budziła zastrzeżenia, zimą zespół miał wyeliminować te mankamenty, ale dwa mecze, a zwłaszcza ten w Głogowie (1:5 – przyp. red.), pokazały, że zamiast progresu jest regres – tak tłumaczył decyzję o zwolnieniu prezes Leszek Bartnicki.
– Dziwi mnie to, że prezes wypowiada się na tematy stricte sportowe. Kiedy przebywałem we Francji i czytałem „L’Equipe”, nie zauważyłem, aby o kwestiach sportowych wypowiadali się prezesi klubów, o tym mówili dyrektorzy sportowi – mówi szkoleniowiec.
– Gdyby drużyna grała słabo, nie zdobyłaby 31 punktów. Odkąd zacząłem pracę w Tychach, piłkarze robili postępy, zespół awansował do ćwierćfinału Pucharu Polski, miał realne szanse na awans do półfinału, podobnie jak na dostanie się do starć barażowych w lidze. Pod względem motorycznym zawodnicy byli dobrze przygotowani. I nie dano mi nawet poprowadzić zespołu w meczu Pucharu Polski z Cracovią (1:2 po dogrywce – przyp. red.). Czułem się dziwnie, oglądając to spotkanie w telewizji. Mam też żal, bo wiem, że solidnie i rzetelnie wykonywałem swoją pracę – przyznaje rozgoryczony Tarasiewicz.
Przed tym meczem tyszanie przegrali wysoko w Głogowie. Jak Tarasiewicz tłumaczy tę porażkę? – Piłkarze byli myślami przy starciu pucharowym. Ponad czterdzieści lat klub czekał na ponowny awans do ćwierćfinału, a nigdy nie grał w półfinale. To było historyczne wydarzenie. Pamiętam, gdy byłem trenerem Zawiszy Bydgoszcz, czekał nas półfinał z Jagiellonią, mieliśmy wcześniej mecz ligowy z Legią i moi piłkarze byli w tym starciu nieobecni. Później doszliśmy do finału i zdobyliśmy Puchar Polski – odpowiada.
Źródło : https://www.przegladsportowy.pl/