GKS Tychy drugi rok z rzędu sięgnął po Puchar Polski.
Murray w pełni zrehabilitował się za pierwszego wpuszczonego gola w 16. minucie. Oko w oko stał z nim Adam Domogała z Cracovii i miał uprzywilejowaną pozycję – przejeżdżał tuż przed polem bramkowym z lewej na prawą stronę przekładając sobie krążek. W końcu próbował podnieść go nad Murrayem, a ten nie kijem nie łapaczką, lecz tyłem nogi na tak zwanego „skorpiona” wybronił tę sytuację.
Zdecydowanie częściej akcja pod bramką Rafała Radziszewskiego toczyła się w drugiej tercji. W niektórych akcjach „Radzik” wywoływany był „do tablicy” nawet trzykrotnie. Zawsze jednak wspólnie z obrońcami znajdował sposób, by zażegnać niebezpieczeństwo.
Rywalizacja była ostra, ale prowadzona w sportowym duchu. Pierwsze kary sędziowie podyktowali dopiero w 32. minucie. Po zamieszaniu podbramkowym w okolicach „świątyni” Murraya doszło do przepychanki. Walkę na pięści stoczyli ze sobą Filip Drzewiecki i Michael Kolarz.
W wyniku przewinień nałożonych przez sędziów Cracovia zagrała w przewadze liczebnej i wykorzystała ją dokładnie w ostatniej sekundzie. Damian Kapica zagrał w poprzek atakowanej tercji na dojazd do Teddy’ego Da Costy, a ten nie zawiódł i dzięki swojej prędkości wpakował krążek do bramki na 2:0.
Trójkolorowi liczyli na szybkiego gola w trzeciej odsłonie i zdobyli go. W 41. minucie Krys Kolanos znalazł się z krążkiem za bramką Cracovii i nagrał na strzał do Adama Bagińskiego. Strzał był precyzyjny, a guma przeleciała na wylot przez siatkę, przez co sędziowie dla pewności sprawdzili jeszcze nagranie na wideo. Nie mogło być jednak mowy o niezaliczeniu bramki – 2:1.
Tyszanie byli rozochoceni, gra kleiła im się coraz bardziej, a podopieczni Rudolfa Rohaczka jakby opadali z sił. Schowani za gardą wyprowadzili jednak zabójczą kontrę. W 48. minucie wyrzucony ze strefy defensywnej Pasów krążek dostał się do Macieja Urbanowicza, a ten najeżdżając sam na sam z prawego skrzydła wybrał uderzenie backhandem po lodzie i nie pomylił się – 3:1.
Minutę później można już było powiedzieć o rozwiązanym worku z bramkami i to po obu stronach. Radosław Galant dobił z korytarza międzybulikowego strzał, który pierwotnie Radziszewski obronił po próbie z prawej strony Jakuba Witeckiego. Gol był zdobyty w liczebnym osłabieniu, gdy goście grali w czterech przeciwko pięciu rywalom – 3:2.
Kuriozalny gol doprowadził do remisu 3:3. Kamil Górny strzelił mocno, ale niecelnie, guma odbiła się od tylnej bandy i wróciła pod bramkę. Dotknął ja Witecki, a Maciej Kruczek miał pecha, bo po odbiciu od niego krążek wylądował w bramce. Po krótkiej chwili Trójkolorowi byli już w siódmym niebie. Kolejna ich akcja przyniosła im pierwsze w tym meczu prowadzenie. Mateusz Gościński strzelił gola na 4:3 dla GKS Tychy.
To nie był koniec emocji. Gdy gra przeniosła się na drugą stronę lodowiska, rezultat znów był remisowy. Podopieczni trenera Andrieja Gusowa jakby zapomnieli w ferworze radości o obronie, zapomnieli o kryciu Petra Sinagla, a doświadczony Czech tak klarownych sytuacji nie zwykł marnować – 4:4.
W tym okresie meczu bramki padały praktycznie wraz z każdym kolejnym strzałem. Pasy znalazły się w korzystnej sytuacji w tercji neutralnej i zaatakowali we trzech przeciwko jednemu wracającemu obrońcy. Krążek do ataku wprowadził Filip Drzewiecki i wcale nie skorzystał z obecności kolegów, nieco samolubnie, ale skutecznie po prostu strzelił i zdobył ważnego gola, ale jeszcze nie było to trafienie na wagę zwycięstwa – 5:4.
To był ciężki czas dla golkiperów, którzy przepuszczali wszystko. Rafał Radziszewski stał się ofiarą uderzenia Bartłomieja Pociechy i było 5:5. Kibice w hali nie mogli uwierzyć w to co stało się w ostatnich 10 minutach. W tym czasie w meczu padło aż pięć bramek, a w efekcie zwariowanej końcówki do rozstrzygnięcia konfrontacji potrzebna była dogrywka.
Po długiej wymianie ciosów w dogrywce spotkanie złotym golem zakończył Michael Cichy, to była 16. dodatkowa minuta gry.
Zmagania o Puchar Polski odbyły się po raz 20. w historii. Dwie pierwsze edycje Pucharu Polski w hokeju na lodzie odbyły się w 1969 i 1970 roku. Następnie powrócono do rywalizacji o to trofeum w 2000 roku. Najwięcej – aż ośmiokrotnie Puchar Polski zdobyli hokeiści GKS-u Tychy, którzy posiadają pucharowe trofeum na własność (trzy triumfy z rzędu). Po dwa zwycięstwa mają Podhale Nowy Targ, Unia Oświęcim, STS Sanok oraz Cracovia. Po jednym pucharze zdobyli Naprzód Janów, GKS Katowice, TKH Toruń i JKH GKS Jastrzębie.
Od 2013 roku rozgrywki te toczą się według obecnej formuły, czyli turnieju z udziałem czterech zespołów. Polski Związek Hokeja na Lodzie podpisał umowę z Totalizatorem Sportowym, który objął imprezę patronatem. W tym roku oficjalna nazwa turnieju to Lotto Puchar Polski.
Comarch Cracovia – GKS Tychy 5:6 (1:0, 1:0, 3:5, 0:1)
Bramki: Petr Sinagl (8, 57), Teddy Da Costa (34), Maciej Urbanowicz (49), Filip Drzewiecki (58) – Adam Bagiński (41), Radosław Galant (50), Jakub Witecki (54), Mateusz Gościński (55), Bartłomiej Pociecha (59), Michael Cichy (76)
Kary: 10 – 10 minut
Widzów: 2300
Cracovia: Radziszewski – Zib, Novajovsky, Sykora, Sinagl, Kalus – Rompkowski, Noworyta, Urbanowicz, Bryniczka, Drzewiecki – Kruczek, Wajda, Da Costa, Dziubiński, Kapica – Dąbkowski, Dutka, Paczkowski, Zygmunt, Domogała. Trener: Rohaczek
GKS: Murray – Pociecha, Ciura, Galant, Kalinowski, Witecki – Bryk, Górny, Gościński, Rzeszutko, Bagiński – Kolarrz, Kaznadziej, Kolanos, Cichy, Szczechura – Kotlorz, Jeziorski, Komorski, Kogut, Woźnica. Trener: Andriej Gusow.
Półfinały:
GKS Tychy – JKH GKS Jastrzębie 3:2 po karnych
Comarch Cracovia – Tauron KH GKS Katowice 6:2
Źródło : https://sport.onet.pl/