Dostawca gazu padł ofiarą wiaduktu na Glince.
Pod słynnym wiaduktem kolejowym Glinka utknęło już 50 busów. Średnio jeden na miesiąc. Październik 2017 należy do ciężarówki pełnej butli z gazem. 12 października w wiadukt kolejowy Glinka w Tychach uderzył samochód ciężarowy, wypełniony butlami gazu technicznego. Okazał się za duży dla mostu, o czym powinien ostrzec kierowcę stojący z boku znak B-16 (ograniczenia wysokości pojazdu do 2,4 m).
Dostawca gazu próbował przejechać pod wiaduktem około godz. 9.25. Gdyby próbował pokonać most trzy godziny wcześniej, ostrzegłaby go jeszcze bramownica. To była specjalna konstrukcja, ustawiona pięć metrów przed wiaduktem: elementy, wiszące na łańcuchach na metalowej ramie na tej samej wysokości co wiadukt, miały uderzać ostrzegawczo w dach zbyt wysokich samochodów. I uderzały. Ale 12 października o godz. 7 bramownica została wygięta i strażacy musieli wyciąć piłą to, co z niej zostało. – W bariery ochronne wjechał kierowca ciężarowego volkswagena, dostał mandat – mówi Barbara Kołodziejczyk, rzeczniczka policji w Tychach. Bramownice stały z obu stron wiaduktu. Pierwsza została zniszczona przez auto dostawcze mercedes i usunięta przez strażaków już w sierpniu tego roku.
Tym samym nie ma już nowej i cennej budowli – miasto zamontowało ją w lipcu 2017 za 26 tys. zł.
– Były wykonane ze specjalnego metalu i w taki sposób, by wygiąć się w razie, gdy uderzy w nie samochód i nie uszkodzić go – tłumaczyła Ewa Grudniok, rzeczniczka tyskiego magistratu, skąd taki koszt tej prostej konstrukcji.
Władze Tychów zdecydowały się na taką inwestycję, mimo że wiadukt Glinka i teren wokół niego należy do PKP. Bo jest niebezpieczny. Według wyliczeń w ciągu ostatnich pięciu lat wjechało w niego około 50 busów.
– Zdarzenia nasiliły się w tym roku – potwierdza Grudniok. Wiadukt cieszy się złą sławą. Po kolizji z 16 września z autem dostawczym Iveco – kabina przejechała, ale bez naczepy – doczekał się swojego fanpege’a i został ochrzczony „mordercą busów”.
Może przez swoje położenie Glinka sprawia złudzenie wyższego i kierowcy myślą, że zmieszczą się pod wiaduktem?
– Nic podobnego. Jest bardzo niski, ma 2,9 m – mówi Grudniok. Jak dodaje, miasto zamierza wyciągnąć konsekwencje finansowe od kierowców, którzy zniszczyli bramownice i postawić nowe. Jednak w świetle kolizji, do których doszło po montażu pierwszych barier ochronnych otwartym pozostaje pytanie: po co? Statystyka się nie zmieniła. Raz na miesiąc ktoś pada ofiarą „mordercy busów”.
Źródło : http://www.tvn24.pl