Wirtualna fundacja zbiera pieniądze na chore dzieci.
Kilkanaście dni temu do drzwi mieszkania pisarki Marty Fox z Katowic zapukała 50-letnia kobieta.
– Na szyi miała powieszony identyfikator wolontariusza i powiedziała, że zbiera pieniądze na dzieci chore na nowotwory – wspomina pisarka. Wolontariuszka zaoferowała jej kartkę cegiełkę z wizerunkiem czarnego kota i mottem: „Jeśli dostatecznie mocno wierzysz w swoje szczęście – żaden czarny kot nie ośmieli się przynieść ci pecha”. Cena: 5 zł.
Na drugiej stronie kartki znajdowała się nazwa i logo Fundacji „Pomagamy Dzieciom z Chorobą Nowotworową”, jej bytomski adres, numer konta oraz hasło: „Pomóż nam, by chore dzieci mogły żyć godnie chociaż przez chwilę”. Kartę wydało wydawnictwo Aga-Press z Tychów. Małą czcionką dodano tam informację, że część dochodu z jej sprzedaży przeznaczona jest na statutowe cele fundacji.
– Szybko sprawdziłam w internecie tę fundację i okazało się, że w sieci nie ma żadnego śladu jej działalności. Kiedy powiedziałam o tym wolontariuszce, ta się zmieszała, ale zapewniała mnie, że wszystko jest w porządku. Z foliowej koszulki, w której trzymała kartki, wystawały banknoty o nominałach 10 i 20 zł. Twierdziła, że to datki od moich sąsiadów – wspomina Marta Fox.
Nie ukrywa, że uznała to za próbę wyłudzenia pieniędzy i była tym zszokowana. – Powiedziałam wolontariusze, że to, co mówi, jest niewiarygodne i wygląda to na oszustwo. Szybko się ulotniła – mówi pisarka.
Wolontariusze odwiedzili też Krystynę Maj z Chorzowa. – Na naszym osiedlu pojawiło się ich chyba z 10. Wszyscy zbierali pieniądze na dzieci z nowotworami i bytomską fundację. Sprawdziłam ją i byłam w szoku: zero informacji o jakiejkolwiek działalności – wspomina kobieta. Jej także oferowano kartki wydawnictwa Aga-Press.
W sobotę wolontariusze sprzedawali je również na kilku osiedlach w Sosnowcu.
Sprawdziliśmy Fundację „Pomagamy Dzieciom z Chorobą Nowotworową”. Z Krajowego Rejestru Sądowego wynika, że zarejestrowano ją w 2005 r. Początkowo działała w Tychach, potem jej siedzibę przeniesiono do bytomskich Szombierek. Jej wieloletnim prezesem jest Tomasz Lipiński, dwa lata temu do zarządu wszedł Mariusz Bugaj.
Fundacja nie ma jednak biura, strony internetowej, adresu mailowego, a nawet telefonicznego numeru kontaktowego. Podana w KRS siedziba to prywatne mieszkanie… wiceprezesa Bugaja. Na bloku nie ma jednak żadnego szyldu, że mieści się tam fundacja. Okoliczni mieszkańcy nie słyszeli o jej istnieniu.
– Nie mamy biura ani strony internetowej, bo to sporo kosztuje, a nas na to nie stać. Dwa lata temu kupiliśmy z Tomkiem fundację wraz z długami i teraz próbujemy wyjść na prostą. Jest jednak ciężko – powiedział nam Bugaj. Zapewnił, że fundacja działa i ma czterech podopiecznych. – Nie jestem jednak przygotowany i teraz nie mogę podać ich nazwisk – podkreślił. Przyznał za to, że bardzo dobrze zna właściciela Aga-Press i ma podpisaną z nim umowę o wsparciu finansowym.
Zbigniew Mazurek, właściciel tyskiego wydawnictwa, nie chciał rozmawiać o kartkach sprzedawanych na bytomską fundację.
– Fundacja ma się świetnie i to nie pańska sprawa, co z nią robimy – stwierdził.
– Wielu ludzi jest jednak zaniepokojonych tym, że pańscy wolontariusze zbierają pieniądze na fundację, po działalności której nie ma śladu – stwierdziliśmy.
– To nie są wolontariusze, a ludzie zawsze się czepiali byle czego. Jak komuś nie pasuje, niech nie wspiera fundacji. Zresztą zajmij się pan swoimi sprawami, a nie tym, co ja robię – powiedział właściciel Aga-Press.
Józef Kogut, były szef chorzowskiej policji, a obecnie prezes Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Przestępstw, uważa, że sprawie powinna się przyjrzeć prokuratura. – Działalność charytatywna powinna być transparentna, a prowadzące je instytucje – wiarygodne. W tym przypadku tak nie jest i uderza to w wiarygodność fundacji, które z poświęceniem pomagają chorym – powiedział nam Kogut.
Na przykład słynna Fundacja „Iskierka”, która wspiera dzieci chore na nowotwory, informuje, że tyskie wydawnictwo „nie zostało przez Fundację upoważnione do prowadzenia zbiórek publicznych na rzecz Fundacji. Fundacja nie wydawała pracownikom tego wydawnictwa żadnych identyfikatorów z logo lub nr. KRS Fundacji”. I prosi, aby wszystkie takie przypadki zgłaszać policji.
– Mieliśmy z Aga-Press podpisaną umowę, ale nie było tam mowy o domokrążnej sprzedaży produktów. Po pierwszych sygnałach o takich praktykach wycofaliśmy się ze współpracy, ale potem jeszcze przez długi czas dzwonili do nas zaniepokojeni ludzie, że ktoś sprzedaje kartki na Iskierkę – wspomina Aneta Klimek-Jędryka z Iskierki.
Z kolei na stronie internetowej komendy w Ostrołęce jest ostrzeżenie o kobiecie, która oferując kartki na rzecz bytomskiej fundacji, okradała mieszkania darczyńców.
Źródło : http://katowice.wyborcza.pl/