Tychy : 58-latka dwa dni chodziła z udarem. Szpital obniżył jej ciśnienie i wypuścił w środku nocy.

 


58-letnia Maria Sieczkowska została wypisana w środku nocy ze Szpitala Miejskiego w Tychach. Trafiła tam kilka godzin wcześniej, z wysokim ciśnieniem i drętwiejącą ręką. Dwa dni później w innym szpitalu stwierdzono u niej udar niedokrwienny prawej półkuli mózgu.

Maria Sieczkowska z Tychów nie ma wątpliwości, że w Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach Ochojcu uratowano jej życie. – Myślałam, że już ze mną koniec. Nigdy w życiu tak źle się nie czułam. Wiele lat pracowałam fizycznie w fabryce Fiata, ale zdrowie zaczęło mi szwankować niedawno – mówi.

W czasie minionych świąt wielkanocnych kobieta źle się poczuła. Miała bardzo wysokie ciśnienie. W szpitalu stwierdzono, że ma nadczynność tarczycy. – Mama zaczęła się leczyć u endokrynologa, ale wszystko przebiegało spokojnie. 11 października wieczorem odebrałem od niej dramatyczny telefon. Mówiła tylko, że jest z nią źle, wszystko jej z rąk leci. Szybko wsiadłem do auta i pojechałem do mamy – mówi Rafał Gliwka, syn pani Marii.

Razem pojechali do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Tychach. – Na miejscu zapytano mnie czy wiem o tym, że są całonocne dyżury, a ja czułam się coraz gorzej. Mówiłam, że potrzebuję lekarza. Okazało się, że muszę zostać przewieziona do tyskiego Szpitala Miejskiego. Zabrała mnie karetka, syn pojechał za nami. Na miejscu powiedziałam, że mam wysokie ciśnienie, że tracę czucie w ręce. Dostałam tabletkę pod język, która na szczęście podziałała. Po pewnym czasie ciśnienie wróciło do normy. Usłyszałam, że to pewnie przez tarczycę. Była prawie 3. w nocy i lekarz zapytał, jak się czuję. Powiedziałam, że dużo lepiej. Zapytał, czy mam się jak dostać do domu. Nie mieszkam bardzo daleko, więc poszłam. Nawet już nie dzwoniłam do syna, nie chciałam już robić zamieszania – mówi Sieczkowska.

Dwa dni później pani Maria poczuła, że znowu drętwieje jej ręka. I gwałtownie podskoczyło jej ciśnienie. – Czułam się tak samo. Znowu zadzwoniłam do syna – mówi kobieta.

– Chciałem, żeby mamę wreszcie ktoś porządnie zbadał. Pojechaliśmy więc do szpitala w Ochojcu – mówi pan Rafał.

Pani Maria wspomina, że w Ochojcu zaraz po przyjęciu została zbadana tomografem. – Dzień później miałam rezonans magnetyczny i całą masę innych badań. Dowiedziałam się, że niedowład ręki i wysokie ciśnienie powstały przez udar – mówi Sieczkowska.

Kobieta na oddziale neurologii spędziła ponad tydzień. Kiedy jej stan się poprawił, została wypisana wraz ze skierowaniem na rehabilitację w Reptach.

– Jak to możliwe, że mama z jednego szpitala została odprawiona z kwitkiem, a w drugim znalazła ratunek? – pyta Rafał Gliwka i pokazuje szpitalną dokumentację. Z wypisu ze Szpitala Miejskiego wynika, że pacjentka nie wymagała hospitalizacji w ramach ostrego dyżuru. Zalecono jej wizytę u endokrynologa, neurologa oraz stosowanie treningu relaksacyjnego.

Lekarze z Ochojca rozpoznali u pani Marii udar niedokrwienny prawej półkuli mózgu. – W Szpitalu Miejskim nikt nawet przez chwilę nie zastanawiał się nad przeprowadzeniem badań neurologicznych. Kiedy już leżałam w Ochojcu mąż poszedł do Szpitala Miejskiego. Powiedział, że mam udar. Usłyszał, że w takim razie musiałam go dostać już po wyjściu z ich szpitala. Tylko dlaczego wciąż miałam takie same objawy? – zastanawia się Sieczkowska.

O sytuacji, jaka spotkała pacjentkę, próbowaliśmy rozmawiać w Szpitalu Miejskim. W odpowiedzi otrzymaliśmy e-maila z zapewnieniem, że „po przeanalizowaniu sytuacji szpital skontaktuje się z nami celem udzielenia wyjaśnień”. „Sprawa jest dla nas priorytetowa i dołożymy wszelkich starań, by niezwłocznie udzielić odpowiedzi” – przeczytaliśmy. Ale nikt się z nami nie skontaktował. Udało nam się dodzwonić do Marka Krawczyka, dyrektora placówki. Powiedział tylko, że widział kartę pani Marii i nie znajduje w niej błędu czy problemu. Kiedy próbowaliśmy dopytywać, po prostu się rozłączył.

 


Źródło : http://katowice.wyborcza.pl/