1. liga. GKS Tychy przed walką o przetrwanie.
GKS Tychy już 3 marca meczem z Górnikiem Zabrze rozpocznie walkę w rundzie wiosennej 1. ligi. Zespół prowadzony przez Jurija Szatałowa będzie miał na celu utrzymanie się w drugiej klasie rozgrywkowej w Polsce. Zadanie to nie będzie łatwe, ponieważ po meczach jesiennych tyszanie zajmują przedostatnie miejsce w tabeli. Dlatego dla klubu z Górnego Śląska odpowiednie przepracowanie kończącej się przerwy zimowej było bardzo ważne.
Siedemnaście punktów zdobytych w osiemnastu spotkaniach i przedostatnia pozycja w lidze nie jest pozytywnym scenariuszem dla GKS-u Tychy przed wznowieniem rozgrywek. Trudno dziwić się miejscu jakie zajmuje ta drużyna, ponieważ siedemnaście strzelonych goli jest prawie najgorszym wynikiem spośród wszystkich zespołów – tylko ostatni MKS Kluczbork ma mniej bramek. Jedyne pozytywne widoki na przyszłość dają tyszanom trzy punkty straty do bezpiecznego czternastego miejsca. Jednak jak to w życiu bywa, niczego nie ma za darmo, toteż zespół Szatałowa będzie musiał spisać się o niebo lepiej niż w poprzedniej rundzie. Wymaga tego sytuacja, wymaga tego kierownictwo klubu, ale wymagają tego także coraz bardziej zniecierpliwieni kibice, którzy w 2015 roku hucznie cieszyli się z nowego stadionu na miarę dwudziestego pierwszego wieku, a teraz chcieliby, aby wreszcie ich ukochana drużyna mogła powitać na swoim nowoczesnym obiekcie zespoły z Ekstraklasy. Niestety pewne jest, że przynajmniej jeszcze w tym sezonie GKS Tychy nie nawiąże do sukcesów Sokoła Tychy z lat dziewięćdziesiątych. Raczej będzie musiał starać się o to, aby nie wrócić tam, skąd przyszedł, czyli z 2. ligi, która także rok temu była wielką skazą na herbie GKS-u, posiadającego fundusze, skład i infrastrukturę na miarę walki o elitę, a nie bicia się w niższych ligach. Zatem minione dwa miesiące były bardzo istotne dla Szatałowa i jego piłkarzy, którzy musieli przygotować się perfekcyjnie do nadchodzącej walki o przetrwanie.
O dziwo, mimo słabych wyników w poprzedniej rundzie, GKS Tychy nie poszalał na rynku transferowym. Z zespołu odeszli Czech Adam Varadi oraz Mariusz Zganiacz, lecz obydwaj nie grali głównych skrzypiec w zespole. Sukcesem Szatałowa i władz jest to, iż udało się im utrzymać w składzie najważniejsze postacie, między innymi: Jakuba Świerczoka, Jakuba Kowalskiego, Seweryna Gancarczyka czy Macieja Mańkę. Co więcej! Do Tychów sprowadzono dwóch ciekawych zawodników: szwedzkiego napastnika Erika Törnrosa i mołdawskiego pomocnika Eugena Zasavitchiego. Pierwszy z nich ma dać drużynie to, czego brakowało najbardziej – czyli goli. Drugi z nich ma zabezpieczył środek pola, aby defensywa Tyszan nie zapraszała za często przeciwników do swojej bramki. Ponadto w ostatnich dniach rozmowy z Trójkolorowymi rozpoczął Emmanuel Sarki, znany z występów we Wiśle Kraków. Haitańczyk po nieudanej przygodzie na Cyprze postanowił wrócić do Polski i wydaje się być interesującą opcją w taktyce Szatałowa, któremu wyraźnie brakuje szybkiego skrzydłowego. Jednak ani były piłkarz Wisły, ani też Törnros czy Zasavitchi nie są najgorętszymi postaciami, o których mówi się w Tychach. W przerwie zimowej uwagę mediów zgarnął Patryk „Paniol” Pańka – profesjonalny gamer w znaną piłkarską produkcję studia EA. GKS Tychy jako pierwszy klub na Śląsku podpisał kontrakt z e-zawodnikiem, tworząc tym samym sekcję e-sportową. Jest to bardzo śmiały ruch ze strony włodarzy, lecz sceptycy zaznaczają, iż ważniejsza jest gra na prawdziwym boisku. Natomiast osiemnaście meczów w sezonie 2016/2017 pokazało, że GKS Tychy radzi sobie przeciętnie na nim.
Nieznaczne namieszanie w składzie spowodowało, że podczas zimowego okresu przygotowawczego tyszanie mogli skupić się na szukaniu formy, a nie na nauczaniu się siebie nawzajem. Do odzyskania rytmu meczowego oraz wiary w swoje umiejętności miały przysłużyć dwa większe obozy treningowe. Pierwszy z nich odbył się lokalnie w Rybniku i trwał tylko pięć dni, drugi miał miejsce w Szamotułach i trwał już dziesięć dni. Oprócz zorganizowanych obozów GKS rozegrał dziewięć sparingów, które nie wypadły najgorzej. Trójkolorowi odnotowali trzy zwycięstwa, cztery remisy i dwie porażki, strzelili trzynaście goli, a stracili ich dziesięć. Najlepiej spisali się w pojedynku z drugoligowcem – Puszczą Niepołomice, którą rozgromili 5:2. Wygrane odnieśli również z ligowym rywalem Zniczem Pruszków (2:0) oraz z Garbarnią Kraków (2:1). W starciu z aktualnie ostatnią drużyną Ekstraklasy, Górnikiem Łęczna, Tyszanie przegrali 0:2, ale był to pierwszy mecz po przerwie, a także Jurij Szatałow pozwolił zagrać prawie wszystkim piłkarzom, których miał do dyspozycji. Zdobyte gole w większości spotkań mogą świadczyć o poprawie gry ofensywnej GKS-u. Warto zaznaczyć, że sześć bramek zdobył Jakub Świerczok. Jest to ważna informacja dla trenera, któremu na pewno jest lżej na sercu po tym, jak jego czołowy piłkarz odzyskał umiejętność strzelania. Nie wiadomo jeszcze, czego można spodziewać się z przodu po sprowadzonym Szwedzie, który grał wcześniej w Dalkurd FF, choć słowo „grał” jest wyolbrzymione – bardziej grzał ławkę rezerwowych. Ale inne myślenie z zimnej Skandynawii może wnieść powiew świeżości do gry ekipy z ulicy Edukacji, tym samym dać kolejną armatę do wybrakowanej artylerii Szatałowa.
Seria sparingów potwierdziła także ułomność zespołu istniejącą od początku sezonu. Otóż GKS Tychy tracił przynajmniej jedną bramkę na mecz. Tylko w spotkaniu z Polonią Bytom zablokował umiejętnie dostęp do swojej siatki, ale jednocześnie nie zdobył żadnego gola. Być może wypożyczony Zasavitchi wspomoże dziurawy jak ser szwajcarski blok defensywny Tychów, który w I lidze przepuścił już dwadzieścia sześć goli.
GKS Tychy ciężko pracował przez cały styczeń i luty nad szlifowaniem formy, bo tak naprawdę tylko jej potrzebuje. Poza nią w Tychach niczego nie brakuje. Stoi piękny stadion, na którym w czerwcu zagra najzdolniejsza młodzież Europy, są oddani kibice, którzy rok temu dobijali frekwencją do dziesięciu tysięcy, są też fundusze, ponieważ władze miasta chętnie inwestują w lokalny sport. Nie ma wyłącznie wyników, ale na nie trzeba zapracować. Jurij Szatałow objął tonący okręt, ale posiada wiedzę, zdolności oraz piłkarzy, żeby zatkać wszystkie dziury na pokładzie i wypłynąć z powrotem na powierzchnię. Jednak z drugiej strony prowadzenie GKS-u Tychy jest dużym wyzwaniem, z którym nie poradzili sobie w ostatnich latach Tomasz Hajto i Kamil Kiereś, czyli osoby znaczące coś w polskiej piłce. Czy zabrakło im umiejętności lub szczęścia? Trudno ocenić. Najważniejsze jest teraz, aby tych dwóch czynników nie zabrakło Rosjaninowi, jeżeli w Tychach nie chcą poczuć po raz kolejny smaku 2. ligi.
Źródło : http://www.gol24.pl/