Dwaj mieszkańcy Tychów przyznali się do napadu na bank w Rudzie Śląskiej.

 


Dwaj mieszkańcy Tychów przyznali się do napadu na bank w Rudzie Śląskiej oraz kradzieży 98 tys. zł. Podczas ucieczki strzelali w głowę oraz korpus goniącego ich policjanta. Funkcjonariusz nie zginął tylko dlatego, że strzały oddano z pistoletu alarmowego.

Prokuratura w Rudzie Śląskiej zakończyła śledztwo w sprawie napadu na bank Credit Agricole przy ul. 1 Maja w Rudzie Śląskiej. Na ławie oskarżonych zasiądzie dwóch mieszkańców Tychów: 21-letni Maciej G., technik żywienia i usług gastronomicznych, oraz 32-letni Kamil M., murarz prowadzący własną działalność gospodarczą.

– Maciej G. jako bezrobotny miał problemy ze spłatą kredytu, więc jego kolega wymyślił, że jak napadną bank, to będą mieli pieniądze na spłatę zaległych rat – mówi prokurator Joanna Smorczewska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.

17 sierpnia obaj mężczyźni autobusem pojechali do Rudy Śląskiej. W reklamówce mieli dwa pistolety alarmowe kalibru 6 milimetrów (imitacja prawdziwej broni, wydaje huk, działa na zasadzie straszaka) kominiarkę, chustę arafatkę, rękawiczki oraz okulary przeciwsłoneczne. Kiedy dojechali w okolice banku Credit Agricole, Maciej G. wszedł do środka, porozglądał się, wziął ulotkę reklamującą usługi finansowe, po czym stwierdził „O to mi chodziło” i wyszedł z budynku.

Dwie godziny później wrócił razem z kolegą. Tym razem G. miał na głowie kominiarkę, a w ręku pistolet alarmowy. Jego kolega terroryzował pracownice banku. – To jest napad! – krzyknął M., mierząc w stronę kasjerek. Jedna z kobiet poderwała się zza biurka i uciekła do toalety na zapleczu, ale jeden z bandytów poszedł po nią i zmusił ją, aby otworzyła sejf znajdujący się przy jej biurku. Następnie sprawcy zażądali podania kodu do głównego skarbca banku. Kobiety stwierdziły, że otwiera się z opóźnieniem: rygle odblokowują drzwi 10 minut po wpisaniu kodu.

– Nie ma takich opóźnień. Której z pań ma stać się krzywda ? – zapytał Kamil M., przykładając pistolet do barku jednej z kasjerek. W tej sytuacji przerażone kobiety otworzyły sejf.

Bandyci zapakowali ponad 98 tys. zł do reklamówki z logo „Żabki”, zamknęli kasjerki w pomieszczeniu socjalnym i uciekli.

– Chwilę potem jedna z kobiet przez okno na zapleczu banku wezwała pomoc – mówi prokurator Smorczewska.

W pościg za uciekającymi bandytami skierowano od razu policjantów. Jednym z nich był ubrany po cywilnemu Mariusz F., który tego dnia jeździł po mieście nieoznakowanym radiowozem. W pobliżu ul. Pakuły natknął się na mężczyzn niosących wypchaną reklamówkę. Zatrzymał się, wysiadł z radiowozu i zdążył powiedzieć, że jest policjantem.

– Wtedy Kamil M. z przyłożenia oddał kilka strzałów w okolice brzucha funkcjonariusza – wyjaśnia rzecznik gliwickiej prokuratury. Policjant próbował obezwładnić napastnika, ale został zaatakowany od tyłu. Maciej G. najpierw kopał stróża prawa, a potem oddał kilka strzałów w jego głowę. Następnie chwycił upuszczoną przez wspólnika reklamówkę z pieniędzmi i uciekł. Policjantowi udało się jednak powalić Kamila M., którego przypiął kajdankami do własnej ręki i czekał na przyjazd wsparcia.

Kilka godzin po napadzie Maciej G. sam zgłosił się na policję. Oddał mundurowym 50 zł. Stwierdził, że reklamówkę z resztą łupu oddał czekającemu w Rudzie Śląskiej trzeciemu wspólnikowi. Ten mężczyzna jest do teraz poszukiwany przez policję.

W trakcie śledztwa prokuratorzy powołali biegłego z zakresu balistyki, który stwierdził, iż broń sprawców napadu „posiada właściwości rażące w postaci efektów mechanicznego i termicznego oddziaływania gazów i pozostałości powystrzałowych w sytuacji oddawania strzałów z przyłożenia. W zakresie odległości nie większej niż metr broń ta posiada zdolność rażenia”. Policjant miał szczęście, w wyniku postrzałów miał tylko uraz powłoki brzucha. Gdyby strzelano do niego z prawdziwej broni, zginąłby na miejscu.

Maciej G. i Kamil M. przyznali się do winy. Grozi im 12 lat więzienia.


Źródło : http://katowice.wyborcza.pl/