Arkadiusz Milik, czyli wielka kariera na zakręcie.

 


Zdewastowane kolano Arkadiusza Milika to złe wieści dla polskiej kadry oraz SSC Napoli, ale przede wszystkim tragedia piłkarza. Jego kariera wypadła z drogi na ostrym zakręcie i Bóg jeden wie, czy uda mu się wyjść z tego bez szwanku.

Wielu było takich, którzy zrywali więzadła w kolanie – nawet kilkukrotnie i w bardzo młodym wieku – ale wracali i dokonywali rzeczy wielkich. Ronaldo (ten prawdziwy, brazylijski) w listopadzie 1999 roku zerwał więzadła krzyżowe w meczu z Lecce. Do gry wrócił szybko, bo w kwietniu 2000 roku. Zagrał moment z Lazio i kontuzja mu się odnowiła. W konsekwencji poza grą był prawie 700 dni! Wrócił, a co było dalej, wszyscy wiemy: zdążył zdobyć mistrzostwo świata, czarować w Realu Madryt… Lista tych, którzy nie zdołali jednak powrócić do grania na najwyższym poziomie, też jest długa. Teraz pokora, praca, rozwaga. I czas…

A ledwo Arkadiusz Milik zdążył ułożyć się na operacyjnym stole, ledwo profesor Mariani zdążył poskładać jego kolano w jeden kawałek, my już toczymy zacięte spory, jak szybko uda się napastnikowi wrócić do grania. Myślimy, czy zdąży jeszcze przed mundialem, czy da radę złapać odpowiednią formę przed wyjazdem do Rosji. Powrót, powrót, jak najszybciej! A to ostatnia rzecz, o której Milik powinien teraz myśleć. Sytuacja, która ma teraz miejsce, jest jego osobistą tragedią, bo wiele wskazuje, że będzie musiał dokonać wyboru między marzeniem o występie na MŚ, więc walką z czasem za wszelką cenę, a spokojnym, rozważnym dochodzeniem do formy. Fakty są takie, że Milik w najbliższych miesiącach stoczy walkę o swoją dalszą piłkarską karierę. Jeśli trzeba będzie zrezygnować z mundialu, będzie to musiał zrobić bez cienia wątpliwości.

– Tak poważna kontuzja, w takim momencie, czyli tuż po zaleczeniu poprzedniego, paskudnego urazu, to cios przede wszystkim dla samego Milika, a nie kadry i selekcjonera Nawałki. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy po tym zdarzeniu będzie w ogóle w stanie wrócić do dyspozycji sprzed pierwszego urazu – mówi mi wyraźnie zmartwiony Włodzimierz Lubański. Gdy dzwoniłem do legendarnego gracza Górnika Zabrze, ten miał jeszcze nadzieję, że ostateczna diagnoza nie będzie aż tak zła. Przekazałem jednak oficjalne informacje, a Lubański tylko westchnął.

Aż przykro się robi, gdy zastanowi się, co musi się teraz dziać w głowie reprezentanta Polski. Jego kariera to ciągłe wzloty i upadki. Najpierw wejście do ekstraklasy z przytupem, a później wyjazd do Niemiec i problemy z regularną grą. Przebłyski w Augsburgu, następnie zaskakujący transfer do Ajaksu, gdzie na początku mu nie szło. Pomógł trochę Adam Nawałka, który powołał go na zgrupowanie kadry, mimo że nie grał w Amsterdamie. Minęło kilka tygodni i ruszyło – gole jak na zawołanie, udział w Euro, bramka z Irlandią Północną, transfer do SSC Napoli za gigantyczne pieniądze, świetne wejście do nowego klubu. No i w końcu katastrofa w meczu z Danią. Zerwane więzadła, żmudna walka o powrót na boisko, powolne dochodzenie do formy i… kolejne zerwanie więzadeł. Sinusoida, huśtawka nastrojów.

Adam Nawałka, mistrz kręcenia słownej waty, po informacji o pomyślnej operacji przeprowadzonej na nodze Milika, wypowiedział bardzo proste, ale kto napastnika zna, ten wie, że trafne zdanie: – Jest młodym, bardzo silnym i zdeterminowanym zawodnikiem.

Nawałka wie, co mówi, zna go od dawna. Milik o wielkiej piłce marzył od dzieciaka. W futbolowy świat ruszył autobusem linii 688, kursującym między osiedlem „N” w Tychach a katowickim Brynowem. Postawił wszystko na jedną kartę, piłka to jego całe życie. Kto jak kto, ale on broni w walce o powrót na boisko nie złoży. Oby tylko nikt nie starał się go ponaglać.


Źródło : https://sportowefakty.wp.pl/