Hokeiści z Tychów pukają do nieba bram.

 


Po niedzielnym zwycięstwie na wyjeździe 3:1 GKS Tychy jest o krok od mistrzostwa Polski. W finałowej rywalizacji z broniącą tytułu Cracovią prowadzi 3–1.

Dwa dni i huśtawka nastrojów w walce o złoto W sobotę hokeiści Cracovii niemal unosili się nad lodem i po perfekcyjnym spotkaniu pokonali GKS 7:4, zmniejszając straty w rywalizacji o MP. Sprawili piękny prezent swojemu trenerowi Rudolfowi Rohačkowi, który obchodził

54. urodziny. – Zagraliśmy lepiej w obronie niż w Tychach – stwierdził strzelec dwóch goli Adam Domogała. – Znów po straconym golu przez 2-3 minuty byliśmy zamroczeni. Musimy wystrzegać się takich momentów. Stracona bramka to nic nadzwyczajnego – analizował z kolei Adam Bagiński, który choć był awizowany w składzie gości, nie pojawił się na lodzie. „Bagiś” był niezwykle rozczarowany, bo gdy wydawało się, że powróci do gry, znów dały o sobie znać skutki złamania kości strzałkowej z ćwierćfinałowej serii z GKS Katowice. Drugi trener tyszan Krzysztof Majkowski tylko się uśmiechnął, gdy w drodze do autokaru usłyszał, że czeka go bezsenna noc na analizę. Dał radę!

Coś się zmieniło
Ze względu na zmianę czasu ekipa ze Śląska zaplanowała nawet nocleg w stolicy Małopolski, by niepotrzebnie nie tracić czasu i sił. Od początku niedzielnego meczu było widać u niej chęć rewanżu. Już w 17. sekundzie Marcin Kolusz zdobył swoją pierwszą bramkę w play-off 2017. Kapitan reprezentacji Polski w pierwszych minutach prezentował się znakomicie. Potem, co prawda, po jego błędzie do remisu doprowadził Petr Šinagl, ale tym razem stracony gol nie sparaliżował poczynań GKS. Na 2:1 dla gości trafił Petr Kubos i po raz pierwszy w tych finałach tyszanie prowadzili po pierwszych 20. minutach. W drugiej tercji na 3:1 podwyższył Michał Woźnica i ustalił wynik. 
Gospodarzom zabrakło wsparcia pierwszej formacji. Najlepszy w sobotę Damian Kapica, w niedzielę był cieniem samego siebie, a Krystian Dziubiński zbyt często przesiadywał w boksie kar.
Inna sprawa, że Cracovii nie sprzyjało szczęście. Kto wie, jakby potoczyło się to spotkanie, gdyby w drugiej tercji Mateusz Rompkowski i Lukaš Zib zamiast w słupek i poprzeczkę trafili do siatki.
Wojna trwa
– Popełniliśmy głupie błędy, łapaliśmy głupie kary. Tak to się musiało skończyć – podsumował Patryk Wajda, obrońca Cracovii. Jednak jego kolega Filip Drzewiecki zachowuje spokój: – Przegraliśmy bitwę, ale nie wojnę.

Trzy pytania do Jiri Sejba:
W sobotę wysoka porażka, w niedzielę ważne zwycięstwo, które przybliża GKS do złota. Co takiego poprawiło się w waszej grze, czego zabrakło wam w trzecim meczu finałowym?
W pierwszym meczu w Krakowie zabrakło w naszych poczynaniach ruchu, za mało było agresji. Dziś te cechy było widać na lodzie. Pokazaliśmy, że dobraliśmy właściwą taktykę. Drobne zmiany w składzie także nie były bez znaczenia. Bartosz Ciura znakomicie prezentował się fizycznie, bardzo dobry mecz w ataku rozegrał Marcin Horzelski. Jestem zadowolony z tego, co pokazali wszyscy moi zawodnicy. Cała drużyna walczyła od pierwszych sekund. Cracovia nie atakowała tak mocno, jak w sobotę, bo nasi obrońcy zaopiekowali się kluczowymi zawodnikami Pasów. Jednak drużyna musi się nauczyć grać bez kar. Łapiemy ich za dużo.

Marcin Kolusz zagrał w niedzielę niezłe spotkanie, choć nie ustrzegł się błędów. Kapitan reprezentacji Polski wraca na najwyższy poziom?
Dobrze popracował w ostatnim spotkaniu, zwłaszcza w formacjach specjalnych. Za wcześnie mówić, czy wraca do najwyższej formy. Trener zawsze musi liczyć na doświadczonych zawodników, takich jak Marcin. Jednak on musi prezentować wysoką dyspozycję w każdym meczu! Nie w jednym, a potem przerwa.

Nocowaliście w Krakowie, by nie tracić sił i czasu. Z wami w stolicy Małopolski zostali również kibice, którzy sprawili, że mogliście się poczuć, jak u siebie.
Decyzja o noclegu w Krakowie była zaplanowana znacznie wcześniej. Podróż do Tychów, gdy gra się na wyjeździe dzień po dniu wiązałaby się z ubytkiem sił. Poza tym, w nocy z soboty na niedzielę była zmiana czasu. Ona także była powodem, dla którego zostaliśmy na miejscu. Jak widać nasz plan wypalił. A kibicom należą się wielkie podziękowania. Oni są zawsze z nami bez względu na wyniki. Dla nas zawsze byli i są szóstym zawodnikiem. W sobotę nie wykorzystaliśmy ich wsparcia, w niedzielę podnieśli nas. Natomiast szybkie trafienie Kolusza nakręciło jeszcze bardziej naszych fanów.


Źródło : http://www.przegladsportowy.pl/