Kto opóźnia sprzedaż Szpitala Wojewódzkiego w Tychach?

 


Wszystko wskazuje na to, że mimo porozumienia w sprawie sprzedaży Szpitala Wojewódzkiego w tym roku do transakcji jednak nie dojdzie. Prezydent Tychów zarzuca zarządowi województwa, że celowo opóźnia formalności.

Władzom Tychów zależy na kupnie szpitala, bo służy przede wszystkim ich mieszkańcom. Już kilka lat temu miasto kupiło 47 proc. udziałów w spółce Megrez, która zarządza placówką (2 proc. kupił wówczas powiat bieruńsko-lędziński). Zarząd województwa zachował 51 proc. udziałów. Teraz miasto chce je wszystkie kupić.

– Chcemy zrobić z tego szpitala modelową placówkę. Stać nas na to – zapewnia Andrzej Dziuba, prezydent Tychów.

Negocjacje w sprawie sprzedaży zakończyły się jeszcze w czerwcu. Ustalono, że swoje udziały w Megrezie województwo odsprzeda Tychom za 10 mln zł, czyli po cenie rynkowej.

Trudniejszym tematem była sprawa nieruchomości, czyli budynków szpitala należących do szpitala i czterech działek, na których stoją. Miasto chciało je kupić za 1 proc. ich wartości rynkowej (około 51 mln zł). Zarząd chciał więcej, bo brakuje mu pieniędzy.

Ostatecznie stanęło na tym, że miasto kupi je za 5 proc., czyli około 2,5 mln zł. Sprzedaż nie obejmie budynku, który dzierżawią Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca. – Mamy z tej dzierżawy milion rocznie. Po pierwsze, potrzebujemy tych pieniędzy. Po drugie, gdybyśmy z nich zrezygnowali, ktoś mógłby nas oskarżyć o niegospodarność – mówi wicemarszałek Aleksandra Skowronek. Władze Tychów i na to się zgodziły.

Sprzedaż ciągle się opóźnia

Wydawało się, że nic już nie stoi na przeszkodzie, by sfinalizować sprzedaż. Ta wciąż jednak się opóźnia. Andrzej Dziuba nie kryje zniecierpliwienia: – To trwa nieprzyzwoicie długo. Siłą rzeczy nasuwają się podejrzenia, że to celowa obstrukcja.

Jego zdaniem w zarządzie nie ma zgody, co było widać w czasie negocjacji. Trzech członków zarządu z marszałkiem Wojciechem Saługą było za sprzedażą. Aleksandra Skowronek i Stanisław Dąbrowa, który odpowiada za gospodarkę nieruchomościami, szukali dziury w całym.

– Ostatnio wymyślili, że trzeba zapytać, czy ta sprzedaż nie będzie formą pomocy publicznej. Nawet jeśli, to będzie to mój problem, a nie ich, bo to my wykładamy pieniądze – zżyma się Dziuba.

Urząd marszałkowski zaprzecza, że celowo opóźnia sprzedaż. – Cena za nieruchomości ma stanowić ułamek ich wartości rynkowej. W opinii naszych prawników taka sprzedaż, nawet innemu samorządowi, może być traktowana jako niedozwolona pomoc publiczna. Dlatego zdecydowano o wystąpieniu do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z prośbą o opinię w sprawie planowanej transakcji – informuje Witold Trólka z biura prasowego urzędu marszałkowskiego.

Czemu odpowiedzi wciąż nie ma?

Jednak prawo dopuszcza sprzedawanie przez samorządy nieruchomości nawet za 1 proc. ich wartości, i to nie tylko innym samorządom, ale też różnym instytucjom. Czy więc Dziuba nie ma racji? Poza tym prośbę do UOKiK wysłano prawie dwa miesiące temu. Czemu odpowiedzi wciąż nie ma?

– Nie wiem. Musimy cierpliwie czekać – odpowiada Skowronek.

Opóźnianie się transakcji oznacza komplikacje. – Są coraz mniejsze szanse na to, że sfinalizujemy kupno szpitala w tym roku. To znaczy, że nie wykorzystamy zarezerwowanych na ten cel w budżecie miasta pieniędzy – zwraca uwagę Dziuba.

Z kolei w budżecie województwa zabraknie pieniędzy po stronie wpływów, a też zapisane są w planie na ten rok. Do tego przedłużanie sprawy może skończyć się tym, że wszystko trzeba będzie zaczynać od nowa, bo wyceny spółki zarządzającej szpitalem i nieruchomości się zdezaktualizują.

– Nie ma po naszej stronie żadnej złej woli. Jak tylko dostaniemy opinię z UOKiK, wszystko szybko sfinalizujemy. Jestem przekonana, że uda się jeszcze w tym roku – mówi Skowronek.

Andrzej Dziuba: – Szkoda gadać. Gdybyśmy tak załatwiali sprawy w mieście, toby nas roznieśli.


Źródło : http://katowice.wyborcza.pl/